wtorek, 4 grudnia 2012

Kowalscy

Wczoraj ogladałam wstrząsający film: Historia Kowalskich. Takich sytuacji i miasteczek z podobnymi historiami w Polsce jest dużo. Wciąż żywe obrazy mają przed oczami nasi dziadkowie. Jak jeszcze żyją  pytajcie jak to było, bo tylko oni wiedzą jak było na prawdę. Ja pytałam ale jeszcze nie wiem wszystkiego a czas tak ucieka. Dziadka już nie dopytam... Po obejrzeniu filmu niby spodziewałam się swoich reakcji, niby znam takie historie z opowiadań, niby uczono nas o nich w szkole ale zawsze działają na wyobraźnię. Chcialabym kiedys pokazać ten film ludziom tutaj, na pewno kiedyś pokażę go mojej córce. A dziś od rana po głowie chodzi mi jedna melodia:
Poniżej kilka innych wersji- wszystkie wzruszające i nie pozwalające ignorować wspólnej przeszłości.
 



czwartek, 1 listopada 2012

1 Listopada

Nostalgia, smutek. W takim dniu jak dziś, wspomina się ludzi, których już nie ma wśrod nas. Na emigracji, mimo, że nie obchodzimy tego święta, staramy sie odwiedzić cmentarz i zapalić znicze na grobach polskich lotników, którzy zginęłi podczas II Wojny Światowej. Nie zastapi to modlitwy na mogiłach bliskich ale zapalone światło powinno do nich dotrzec. Wczoraj było Halloween-  maskarada. Nie, nie jestem tak całkiem przeciw ale jeszcze nie dojrzałam aby biegać z przestraszonym maluchem nocą po sąsiadach i sępić słodkości. Zdecydowanie jestem za celebrowaniem Święta Zmarłych, szczególnie na emigracji. Dziś już po raz szósty zapalimy świeczkę- tutaj.


czwartek, 18 października 2012

Czas na zakupy

     Książki to piękna pasja. Na emigracji dostęp do literatury w języku ojczystym niestety jest ograniczony. Dzięki Bogu istnieją przesyłki międzynarodowe, księgarnie internetowe itp. Niestety na lokalne biblioteki trudno liczyć.
Plusem tej tułaczki (emigracja) są podróże i rozwijanie pasji fotograficznej. Nie będę rozpisywała się w tym miejscu o tym, jaki sprzęt fotograficzny można tutaj upolować (o tym w kolejnych postach) ani jak tanio kupić wycieczki "last minute".
Wielka Brytania to raj dla szperaczy. Sezonowe wyprzedaże, likwidacje sklepów i pchełki, czyli „car boo'ty, nasze rodzime pchle targi”. Wydawnictwa fotograficzne kupuję zarówno w księgarniach, dyskontach książkowych, jak i w sklepach „Charity”. Wybieram te w przystępnych cenach albo te, za które dałabym się pokroić. Znalazłam już cacka, unikaty i przeciętniaki, które po zastanowieniu, nie są warte miejsca w biblioteczce.
     Dziś pokazuję przewodniki, jakie udało mi się upolować, co prawda nieużywane, ale nowiutkie zakupione w lokalnym The Works. Forma notesików, wąska tematyka, piękne ilustracje, cena- to przekonało mnie do ich zakupu. Wydania, które trzymam w ręku pochodzą z 2008 roku. W serii ukazały się Gourmet Paris/London, Chic Paris/London i Artistic London. Wszystkie te książeczki łączy jedno nazwisko Alain’a Bouldouyre –ilustratora, który nadał im prawdziwego szyku.
Pod lupę biorę „Chick London”. Publikację otwiera krótka historia stylu, przegląd najważniejszych nazwisk z londyńskiego świata mody. Najciekawsze butki, miejsca na topie, w których warto bywać i w których zawsze coś się dzieje. Są tu informacje o restauracjach, pubach, klubach nocnych i tych innych, którymi żyje Londyn. Znajdziemy tu przejrzyste mapy, pełen adresownik i wszystko to, czego potrzebujemy wybierając się na wycieczkę. Wydawca Authentic Books pokusił się o dorzucenie do całości zgrabnego notesika i pocztówki, ukrytych w kieszeni okładki. Cena wydawnictwa to £8.99 (€19.90 we Francji) ja zapłaciłam tylko £0.45 :)








niedziela, 30 września 2012

Początek jesieni… na emigracji

Jestem za polską tradycją celebrowania pór roku a w szczególności i jesieni.  Mam dość emigracji. Chcę do domu, do Polski. Tam gdzie jesień jest najpiękniejsza.
tej prawdziwej nie widziałam już sześć lat. Tutaj prawie święta. W pracy od miesiąca słyszę odliczanie do Bożego Narodzenia. Ustalono świąteczne kolacje. A i tak każdy wie, o co chodzi, bo przecież nie o  wspólną radość spotkania przy stole. Raczej o współzawodnictwo w wyścigu do zaliczenia najbardziej spektakularnego zgonu. 
Grupy organizacyjne rywalizuja ze sobą o chętnych i datę tego wyspiarskiego rytuału. Pierwsza kolacja została umówiona na koniec października. Dlaczego tak wcześnie? Bo teraz w ofertach happy hours jest najwięcej i najtaniej, czemu nie skorzystać z okazji?
Dekoracje, kartki świąteczne, półki z prezentami już są. Pierwsze witryny nieśmiało pojawiają się na ulicach. A przecież dopiero zaczęła się jesień. Dopiero przestało lać i słońce pojawia się nieśmiało. Czy Brytyjczycy nie znają, co to pory roku, czy ich życie jest aż tak nudne, że latem myślą o świętach i zakupach a w święta  „bukuje”  się bilety na wakacje. To nawet nie wynika z zabiegania, chyba że na wyprzedaże, oni nie znają innego życia.
A ja się nie daję. Jestem oporna i  wybieram opcję polską. Jesienne,  kolorowe liście, niesamowity zapach palonych chwastów i świeżo wykopanych ziemniaków. Kasztany zbierane ukradkiem w drodze do szkoły, pracy. Październik dla mnie już na zawsze pozostawi wspomnienie o początku roku akademickiego, stanime w jakiś bezcelowych kolejkach, czekaniem na przydział pokoju w domu studenckim i weekendowym wypadem na jakieś wino na Radostową. Jest jeszcze  święto zmarłych, przeszywający ziąb na cmentarzu i smród palonego wosku. Katarzynki, Andrzejki, Mikołajki,  potem jeszcze imieniny najbliższych, urodziny przyjaciół i dziecka, a dopiero na końcu święta i choinka stawiana w Wigilię a nie zaraz po halloween.
Stanowczo jestem za Polską tradycją celebrowania jesieni jako preludium do świąt.  Dziękuję. 






 Ps. Telewizja polska wspina sie na szczyty. Właśnie leci powtorka "Bitwy na głosy"- "żenua".